Każda woda kryje w sobie jakąś tajemnicę. Nieważne czy to ocean, rzeka, strumyk, czy może kanały Wenecji. Tam, gdzie nie sięga władza homo sapiens powstała ( a może ukryła się) cała cywilizacja. Cały skomplikowany świat z polityką, wierzeniami, obyczajowością i magią. Świat syren.Początkowo w trakcie lektury wydawało mi się, że czytam jakaś wariację na temat disnejowskiej “małej syrenki”. Nasza syrena, o dźwięcznym imieniu Serafina trochę buntuje się przeciwko światu dorosłych w który ma wkroczyć, przejmuje jak wypadnie na wielkiej prezentacji, denerwuje wybranym przez rodziców narzeczonym, złości na niesympatyczne dwórki, plotkuje i chichocze z przyjaciółką itd. itp. Ot, życie nastolatki z wyższych sfer, tyle że toczące się w mokrej i niebieskiej scenerii. Szybko jednak zostajemy wyrwani z tej sielsko – anielskiej konwencji i rzuceni w wir wydarzeń mrocznych i paskudnych. Wszystko według doskonale znanego scenariusza: 1) wybraniec dowiaduje się, że jest wybrańcem 2) wybraniec odrzuca swoje przeznaczenie, 3) okoliczności zmuszają wybrańca do przyjęcia przeznaczenia, 4) wybraniec wyrusza na spotkanie przeznaczenia. Wielki błękit pełen jest takich, można powiedzieć klasycznych schematów. Znajdziemy w nim i motyw drogi i formowanie się drużyny czy motyw pradawnego zła, które pragnie się uwolnić i które trzeba powstrzymać.
Zanim jednak zaczniemy krytykować uproszczenie fabuły, łopatologiczność, liniową akcję, musimy przypomnieć sobie, że Saga Ognia i Wody, to pozycja przeznaczona dla młodego, a nawet w moim przekonaniu bardzo młodego czytelnika. A wtedy wszystko wskakuje na swoje miejsce, zaś książka ujawnia swoje walory. Przede wszystkim autorka pokusiła się o stworzenie przekonującej wizji podwodnego świata, z jego zasadami, polityką i religią. Po drugie zerwała z obiegowym i jednostronnym pojmowaniem syren – zarówno tym słodko-lukrowanym disnejowskim jak i tym mitologicznym, gdzie syreny to okrutnie drapieżniki. Syreny Jennifer Donnelly są po prostu bardzo ludzkie. Mają zalety mają i wady. Odczuwają takie same emocje jak ludzie. Cierpią, boją się, kochają, popełniają głupoty, czasem są wręcz wredne. Może dlatego tak łatwo je zaakceptować. Po trzecie, syrenki nie pokonują przeciwników siłą własnej zajebistości, autorka cały czas podkreśla, że jej bohaterki potrzebują pomocy innych i bez niej byłyby skazane na (całkiem dosłownie) pożarcie. Co więcej, ratunek czy pomoc bardzo często wiąże się ze śmiercią i cierpieniem innych.
Niewątpliwą zaletą jest również wątek ekologiczny. Brud w oceanach czy rabunkowe odłowy są problemem i trzeba o tym uczyć dzieciaki. Wplatanie tego w atrakcyjną powieść jest całkiem niezłym rozwiązaniem.
Choć rozwój wydarzeń jest przewidywalny, a ekologiczne wstawki ( dla dorosłego czytelnika) mogą być zbyt nachalne, jednak całość jest dość zgrabna i godna polecenia jako lektura uzupełniająca.
____________________________________________________________________________________________________________Lashana
Przyznaję, że mam z tą książką pewien problem. Z jednej strony dostajemy świat syren – z różnymi rasami, państwami i kulturami. Z drugiej – jest to po prostu odbicie świata ludzi, które nawet nie próbuje udawać, że jest oryginalne. Na dodatek zgodnie z tym, co napisała autorka, nie miałoby prawo działać, bo cywilizacja syren jest starsza… No cóż… Z jednej strony mamy opisane szczegółowo fragmenty pałacu (które wyglądają jak spełniony sen Disneyowskiej księżniczki) i dowiadujemy się z czego są zrobione importowane słodycze (no jaki autor wysilił się, żeby stworzyć nowe gatunki cukierków dla swojego świata?), a z drugiej pojawiają się straszliwe zgrzyty, których jakoś ani autor, ani redaktor nie zauważyli – syreny upadają, piją z filiżanek (ot, magiczna fizyka dna oceanu). Z jednej strony wszystko jest słodko-bajkowe, z drugiej konsekwencje niektórych wydarzeń są bardzo nieprzyjemnie i bardziej zalatują oryginalnymi baśniami Grimma niż bajką.
Do tego fabuła jest przewidywalna i liniowa, a wątki ekologiczne podane w sposób wyjątkowo łopatologiczny. Ała, nawet jeśli książka jest przeznaczona dla młodszej młodzieży to jeszcze nie znaczy, że wszystko musi być proste jak konstrukcja cepa. Zdecydowanym plusem jest matriarchalne królestwo i główna bohaterka, która stara się korzystać z mózgu i czego by o niej nie mówić nie jest Marysią Zuzanną rozwalającą wszystko mocą imperatywu narracyjnego.
Brawa należą się tłumaczowi, który stawał na rzęsach, żeby jakoś przetłumaczyć wszystkie gry słów związane z morzem i wodą, które upchnęła do książki autorka. Trzeba przyznać, że tłumaczowi udała się ta sztuka bardzo dobrze, gorzej z autorką, która powpychała syrenie słownictwo do absolutnie wszystkiego, co jest na dłuższą metę irytujące, chociaż młodszym czytelnikom może się spodobać zabawa słowami.
Całość czytało się szybko, lekko i średnio przyjemnie… Po kolejne tomy zdecydowanie nie sięgnę, mimo że autorka chwilami daje nadzieję na rozwinięcie kilku motywów w sposób mniej standardowy. Nie jest to najgorsza książka i może się spodobać młodszemu czytelnikowi, ale podejrzewam też, że dla rzeczonego młodszego czytelnika coś lepszego też by się znalazło.
Przeciętniak dla młodszej młodzieży.