(0,5 / 5) Czy zdarzyło się Wam czytać książkę w której zupełnie nie mogliście się połapać o co chodzi? W której pogubiliście się tak kompletnie i do końca, że wreszcie zaczęło Was to śmieszyć? Jeśli nie – to polecam Niegodziwych Świętych. Książkę, w której pogubiła się jej własna twórczyni. W tej książce nie klei się nic. Poczynając od tytułu, zupełnie nieprzystającego do treści, poprzez świat w którym rozjeżdżają się czas, odległości, geografia, religia – czyli na dobrą sprawę wszystko, po nazewnictwo i imiona oraz autorskie wyobrażenie języka słowiańskiego. To ostatnie zresztą chyba najbardziej mnie irytowało, jako, że autorka przedstawia się jako osoba zafascynowana mitologią słowiańską. No czego jak czego, ale mitologii słowiańskiej nie znajdziecie w tej opowieści za grosz. A ze słowiańszczyzny znajdziemy rosyjskie imiona i chyba nic więcej. Jeśli do tego cudownego konglomeratu dodamy sceny romantyczne jak z fanfików, bohaterów płaskich jak deska do prasowania, przewidywalnych jak wojskowy jadłospis i równie jak on niestrawnych… Jeśli dorzucimy kalki a to z Gwiezdnych Wojen, a to z Trudi Canavan, to Leight Bardugo, a to nawet z Tolkiena…. wszystko nawrzucane bez ładu i składu, akcję która się wlecze by nagle zupełnie bezsensownie wystrzelić, absurdalne rozwiązania i zachowania postaci po całkiem spodziewane zakończenie które jest zaskoczeniem chyba tylko dla głównej bohaterki. Tak. To dostaniemy Niegodziwych Świętych.
Nigdy więcej.