Harkness Deborah – Księga wszystkich dusz T.1 Księga Czarownic

Zabierałam się za recenzję tej książki od bagatela dwóch miesięcy. Po prostu, po przeczytaniu  700 stron opowieści o… niczym, zastanawiałam się, jak na wszystkie bogi napisać recenzję o tym czymś nie ujawniając zbyt wiele, bo a nuż zjawi się jednak jakiś amator kwaśnego jabłuszka i postanowi na własnej skórze przekonać o walorach lektury.

Przejrzałam recenzje książki zamieszczone w internecie i potraktowałam się brzydkim słowem za nie zrobienie tego wcześniej. Z zasady nie czytam cudzych recenzji, żeby się nie sugerować, ale tym razem szpetnie  się to na mnie zemściło. Zakupem i lekturą 700 stron historii która rozłazi się w szwach, bujając od klimatów ajaj, jaki wielki spisek, po klimaty ajaj, jaka wielka miłość oraz ojoj, jakie to zakazane.W tematyce wampirów oblatana nie jestem, bo po książkach Anny Rice jakoś nie zdarzyło mi się trafić na cykl o wampirach który nie byłby większym lub mniejszym powtórzeniem Zmierzchu, a wybaczcie, wampiryczne harlequiny dla młodzieży mnie zdecydowanie nie kręcą. Mam zatem swoją wizję wampira i wampir plączący się w blasku dnia, pijący alkohol, wcinający prawie normalne posiłki oraz uprawiający … jogę  jest dla mnie całkowicie niestrawny. Licentia poetica? Dobrze, niech będzie, ale  niech ta licentia będzie jakoś osadzona w fabule. Tymczasem odniosłam wrażenie, że jedynym uzasadnieniem takiego zestawu cech jest możliwość wprowadzenia motywu niemal jawnego wpływania na historię, przez tajne wampirze bractwo, (uhh, spiski!!!) oraz fabularny chwyt na wybuch zakazanej miłości. Tak, nie mylicie się, w tej książce jednym z motywów przewodnich ( o ile można tak nazwać te strzępy wątków), jest wielka, namiętna, dzikowybuchła, absolutnie zakazana  miłość międzygatunkowa. Do kompletu opisana jak z pamiętnika pensjonarki. Tak, tak, nie miejcie wątpliwości jest miejsce na drżenie,  pragnienie, napięcie. Wszyscy wiedzą co będzie, poza zainteresowaną. Ta jakby urodziła się wczoraj. Magii nie chce, swoich mocy się wręcz zapiera, czary jej wychodzą przypadkiem, za to tak, że  wszystkim w okolicy kapcie spadają z odnóży, na wydarzenia dziejące się wokół niej jest wręcz ślepa, bo mimo wszystko na głupią nie wygląda, wszyscy dookoła łącznie z czytelnikami wiedzą, że będzie wielka granda oraz romans wszechczasów, a ta sierota zaskoczona jest strasznie. No dziecię japa w całej okazałości.

fabuła… ================

Uwaga, kto chce się sam męczyć, niech ominie ten fragment: 700 stron jest o tym, że czarownica, co czarownicą być nie chce wzięła do ręki zaczarowany manuskrypt, który udało jej się otworzyć. Nie dokonała tego żadna inna osoba, wiec to wow i poruszenie więc wszyscy na nią teraz czyhają, bo każdy chce ten manuskrypt dla siebie. Dziewczynie grozi  olbrzymie niebezpieczeństwo bo raz dotknęła tej książki… po czym gdy próbuje ją wypożyczyć po raz drugi, to już jej nie dostaje – co osoby które na nią czyhają widzą, a co za tym idzie wiedzą, że z ich planów nici …. ale na wszelki wypadek dalej zagrażają biednej czarownicy … A potem ona się zakochuje w nim, no ale to też jest zakazane więc czyhanie robi się podwójne. I tak dalej i w tym stylu…

================================================

Akcja toczy się powoli i dostojnie, jak popołudnie staruszka. Niby coś się dzieje, ale oczka coraz mniejsze, coraz mniejsze chrrrr….. Mnóstwo miejsca zajmują nic nie wnoszące do historii opisy potraw które spożywa dwójka głównych bohaterów oraz promowanie picia wina, bo co jak co, ale opis win i tego skąd pochodzą oraz co przypomina smak tego czy owego popitku zajmuje tak z 1/4 książki i o dziwo wychodzi autorce bardzo dobrze.

Podsumowując.

Wynudziłam się jak mops.  Jedynym jaśniejszym konceptem jest zaczarowany dom. Reszty nie polecam. Chyba, że jako środek nasenny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *