Do kolejnych wariacji na temat mitologii we współczesnej Ameryce przystąp! Była już mitologia grecka, rzymska i egipska, teraz czas na nordycką, która na dodatek może kojarzyć się z dobrze sprzedającymi się wytworami Marvela. I Nirvaną, skoro ma Kurta na okładce…
Jak twierdziłam, że w Apollu autor się postarał, to tutaj raczej stawiam na odcinanie kuponów. Przez większość książki starałam się skojarzyć gdzie ja to wszystko wcześniej widziałam. Magnus może i jest szesnastoletnim bezdomnym, ale zachowuje się jak dwunastoletni Percy ze Złodzieja Pioruna – to samo podejście do świata, te same próby rzucania sarkastycznych komentarzy i fabuła, która też wygląda dziwnie znajomo. Do tego dostajemy dużo odniesień do popkultury. Naprawdę dużo. Zdecydowanie za dużo, tym bardziej, że są wypełniaczem na dowolną okazję i popychają do przodu dialogi i narrację. Jakby tego było mało, zostajemy uraczeni motywem… muzułmańskiej Walkirii… chyba mi zaraz żyłka pęknie.
Ja rozumiem motyw wolności, równości i braterstwa. Serio. I jak pokazanie pewnych wątków przez postać Samiry jest fajne, tak nijak nie rozumiem czemu Walkiria? Muzułmanka służąca Odynowi? No nie, nie kupuję tego. Tym bardziej, że autor nie postarał się o żadne wytłumaczenie poza „bo tak”. Zresztą wytłumaczenia „bo tak” i próby unikania odpowiedzi pojawiają się w tej książce zdecydowanie za często – bohater zadaje pytanie i coś się dzieje, żeby uniemożliwić odpowiedź. Raz, ok, jakoś to przeżyję. Ale za trzecim i czwartym miałam ochotę rzucić książką o ścianę.
Reszta towarzyszy Magnusa jest mieszanką mitologii, Tolkiena, równości kulturowej i udowadniania, w trochę disnejowskim stylu, że każdy ma prawo do marzeń. Co w sumie do mitologii nordyckiej, mrocznej i krwawej, pasuje jak wół do karety.
To, że znamy główny czarny charakter od początku, też niezbyt pomaga. W poprzednich seriach dochodzenie do znalezienia i pokonania głównego złego jakoś łączyło kolejne tomy i tworzyło jedną długą wyprawę. Tutaj wszystko, co prowadzi do zakończenia sprawia raczej wrażenie questów pobocznych, robionych po to, żeby fabuła nie skończyła się za szybko.
Jakieś plusy? Ciekawe wykorzystanie co bardziej absurdalnych pomysłów mitologicznych, zwłaszcza tych związanych z Walhallą i Yggdrasilem. Niestety, dzięki konstrukcji nordyckiego mitologicznego świata autor nie musi się zbytnio przejmować połączeniem mitologii ze współczesnym światem – teraz ma nowe krainy do wykorzystania.
Jako początek serii Miecz Lata wypada marnie, ma zdecydowanie więcej dziur i mniej spójną akcję niż Złodziej Pioruna a bohater sprawia zdecydowanie zbyt znajome wrażenie. Jest co prawda szansa, że niektóre problemy zostaną rozwiązane w kolejnym tomie, ale na razie niezbyt mam ochotę się o tym przekonywać.
Lekki gniot.