(2 / 5)
Historia zaczyna się dokładnie w tym momencie, w którym kończy się Zgromadzenie cieni. Jest trochę akcji, trochę suspensu, pojawia się zaczątek fabuły, a potem…
A potem wszystko zwalnia na jakieś 400 stron, żeby Kell mógł wzdychać do Lili i kłócić się z Alucardem, żeby Alucard mógł nabijać się z Kella, żeby Lila po raz kolejny mogła pokazać jaka to jest niezwykła i niepokonana.
Chociaż trzeba przyznać, że jest trochę lepiej niż w poprzednim tomie – przynajmniej Rhy dorasta i dorabia się charakteru. Ale dla wyrównania dostajemy całą serię historii postaci trzecioplanowych, które kompletnie nie mają znaczenia. Tutaj losowa scena z perspektywy dziecka, które spotkamy pierwszy i ostatni raz, tam rozwinięcie wątku króla, a jeszcze gdzie indziej historie marynarzy, których poznaliśmy kiedyś z imienia i którzy nie mają żadnego wpływu na fabułę.
Za to nigdy nie dowiadujemy się o tym, co było istotne przez wszystkie trzy tomy – skąd wzięli się Kell i Lila. Widać Lila jest zbyt niezwykła i pojawiła się znikąd. Nie dowiadujemy się też więcej o Londynach, przedmiotach przenoszących, świecie czerwonego Londynu i jego stosunkach politycznych, które akurat byłyby bardzo istotne dla fabuły.
Do tego autorka łamie reguły magii, które sama stworzyła, bez żadnych konsekwencji. I po raz kolejny Lila jest absolutnie nietykalna i za nic nie płaci (w przenośni i dosłownie).
Główny i jedyny czarny charakter – Osaron – nie wypada wiele lepiej niż pozytywni bohaterowie. Jako główne zagrożenie jest absolutnie nijaki. Mimo teoretycznie nieskończonej potęgi nie stwarza wielkiego poczucia zagrożenia, nie niesie też ze sobą wielu zniszczeń. Jego cele połączone z tym kim jest są trochę nijakie i momentami… może nie tyle niezbyt jasne, co niewystarczająco przekonujące dla czytelnika. Na dodatek nie ma charakteru – w tym wypadku da się to akurat wytłumaczyć, ale ten brak zdecydowanie nie pomaga w tworzeniu postaci głównego antagonisty ani jego motywów.
Jedyną sensowną postacią jest Holland. Kiedy poznajemy jego historię dostajemy w końcu postać z historią, charakterem i celem. To czego się dowiadujemy wyjaśnia nie tylko dlaczego Holland zrobił i robi to, co robi, ale też jego stosunek do Kella i czerwonego Londynu. To milczącemu, zgorzkniałemu Hollandowi kibicujemy. Wcale nie wiecznie wzdychającemu Kellowi czy niepokonanej Lili, tylko Hollandowi, który przez większość czasu był postacią mocno poboczną. Wszystko co się działo z perspektywy Hollanda stworzyłoby o wiele ciekawszą historię.
Uff. Ucieszyłam się kiedy dobrnęłam do końca. Po przeczytaniu Mroczniejszego odcienia magii ucieszyłam się, że jest to początek fajnej serii i że być może internety wychwalając książkę tym razem miały rację. A potem było koszmarne Zgromadzenie cieni i męczący, niedopowiedziany, pełen wątków urwanych z jednej i niepotrzebnych z drugiej strony, finał.
Seria jako całość jest zdecydowanie przereklamowana.