Zelazny Roger – Kroniki Amberu

amberKroniki Amberu zaliczane są do klasyki. Ciąg dalszy tego zdania zaczyna jednak nastręczać trudności. Czy to  klasyka fantasy  jak wydaje się piszącej te słowa, czy jak chce Wikipedia klasyka Urban fantasy? A może to jednak Low fantasy? Ot, problem. I chyba o tym głównie będzie ta recenzja. Bo o książce i jej fabule napisano już naprawdę wiele i zainteresowani mogą sobie wiedzę o świecie wykreowanym przez Zelaznego zwyczajnie wyklikać, choćby TU . Bierzmy się zatem do pisania. Moim zdaniem Kroniki Amberu urban fantasy nie są. Bo tytułowy Amber to bardziej polis w greckim znaczeniu tego słowa niż  miasto jako takie. Poza tym Amber jako miasto nie jest ani bohaterem ani tłem do dziejącej się rozgrywki. Jest obiektem pożądania bohaterów. Ale nawet nie wiemy za bardzo jak wygląda. I tu dochodzimy do bardzo specyficznej i intrygującej ( przynajmniej dla mnie) cechy pisarstwa Zelaznego. Otóż autor oszczędza nam bogatych i rozbuchanych opisów w których tak lubują się co poniektórzy z autorów fantasy. Jeśli mamy bitwę – trudno poszukiwać batalistycznych opisów. Wiemy, że była, wiemy jak się skończyła, czasem wiemy coś na temat jej przebiegu. Ale opisy… no cóż, do fabuły są tak naprawdę niepotrzebne. W dodatku użycie takiego, mocno niespecyficznego języka zmusza czytelnika do używania własnej wyobraźni, do podkładania pod  słowa własnych wyobrażeń. Może nie każdy to lubi, ale mnie akurat ten zabieg się podobał.

Do pisarstwa Rogera Zelaznego najbardziej pasuje mi Low fantasy. Nie mamy tu innych ras znanych z fantasy epickiego, a jeśli już pojawiają się jakieś istoty magiczne, to są one tak mocno przetworzone przez wyobraźnię bohaterów, że niewiele mają wspólnego z tymi znanymi z klasycznej fantasy – jeśli jednorożec czy manticora to bardziej idea jednorożca czy manticory niż sama kreatura. Magia istnieje przede wszystkim jako magia artefaktów. W świecie Amberu nikt nie warzy magicznych napojów, nie rzuca zaklęć ( choć może rzucić śmiertelną klątwę), nie ma czarów jako takich. Wszystko co wydaje się magiczne ma związek z umiejętnościami nazwijmy to duchowymi bohaterów – zarówno używanie kart atutów, korzystanie z wzorca czy klejnotu wszechmocy. Wiele, lub niemal wszystko zależy od przymiotów bohaterów. czyli moim zdaniem Low fantasy pasuje niemal idealnie.

Teraz kilka słów o treści. Po tonach nijakiej i miałkiej literatury powielającej znane wzory przyjemnie jest zanurzyć się z powrotem w coś co wymaga od czytelnika jakiej takiej wiedzy i nieco wysiłku. Bowiem cała filozofia Kronik Amberu, filozofia świata wykreowanego przez autora opiera się na jednej z teorii filozoficznych – na solipsyzmie.  W skrócie – istnieję tylko ja reszta to moje wyobrażenia. W świecie Amberu istnieją tylko główni bohaterowie i główne miasto Amber – reszta – czyli cienie to wyobrażenia tych bohaterów – światy które kreują oni siłą własnego umysłu. Pomysł intrygujący i otwierający szerokie pole do działania. Gdyby nie światy-cienie i związane z nimi możliwości kreowania fabuły, mielibyśmy całkiem zwyczajne political fiction – świat dworskich intryg i zdrad związanych z zaginięciem króla i nieustalonym prawem sukcesji – tym bardziej skomplikowanym, że zaginiony król był najwyraźniej kochliwy jak kot w marcu, a co gorsza łatwo zmieniał nie tylko królowe ale też zdanie na temat sukcesji. Na całe szczęście nie był zbyt płodny, (tylko 15 dzieci na setki lat rządów…) bo już ta ilość progenitury jaka plącze się po kartach powieści może swoimi intrygami przyprawić czytelnika o solidny ból głowy. Do wszystkiego wcale nie jesteśmy pewni czy rzeczony tatuś naprawdę był zszedł, czy tylko usunął się z jakiegoś powodu ze sceny i coś tam sobie w tle majstruje. Jeśli chodzi o logikę fabuły, to przy tak skonstruowanym założeniu podstawowym trudno oceniać czy to co za sprawą pisarza obserwujemy mieści się w granicach logiki czy już nie, ale mnie przynajmniej nie udało się autora na nielogicznościach złapać. Bohaterowie na początku wydają się nieco papierowi, ale im dłużej krążymy z nimi po światach, tym bardziej dostrzegamy zmiany jakie w nich zachodzą. Bo nie tylko oni wpływają na otoczenie – to co się dzieje wpływa również na nich.  Aby przetrwać muszą ewoluować. I to kolejna zaleta tej książki – nad rozwiązania siłowe Roger Zelazny przedkłada spryt, inteligencję, zdolność przewidywania i planowania, umiejętność elastycznego dostosowywania się do sytuacji czyli wszystko to co znamy z gry zwanej życie, a przypominającej co tu kryć – szachy.

Kronik Amberu nie czyta się jednym tchem. Ale czyta się z przyjemnością. Nawet jeśli trzeba się przebijać przez filozoficzne dyskusje. Kroniki są najlepszym przykładem na to, że fantasy to nie tylko –  jak chcą niektórzy – “bajędy dla tych którzy z bajek jeszcze nie wyrośli”, ale literatura która choć potrafi nosić bajeczne szatki to jednak opowiada o całkiem poważnych sprawach.

Polecam

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *