Yarros Rebeca – Czwarte skrzydło

4 out of 5 stars (4 / 5) To już druga po Ogniu przebudzenia książka ze smokami w (prawie) roli głównej jaka ostatnio wpadła mi w ręce. I druga w ostatnim czasie młodzieżówka, czy raczej jak to się teraz modnie zwie – romantasy. Tak naprawdę to bardziej skrzyżowanie Harrego Pottera, Igrzysk Śmierci z delikatnym dodatkiem Gry o Tron. No i z dorzuconym obowiązkowym mocno pieprznym kawałkiem. I tu nasuwa mi się kuchenne porównanie –  jak przesadzisz z pieprzem to możesz zmarnować najlepszą potrawę. Autorce na całe szczęście nie udało się zepsuć całej opowieści, ale mocno anatomiczne opisy oraz lecące w drzazgi szafy nie  były jakoś specjalnie istotnym urozmaiceniem fabuły. No ale co kto lubi – są tacy co nie zjedzą zupy bez dodatku maggi i tacy dla których książka bez dosłownego seksu to nie książka, więc nie ma co wybrzydzać.Fabuła jest stosunkowo prosta i oparta na mocno oklepanym schemacie – przyjaciel we wroga, wróg w przyjaciela, oraz na równie oklepanym motywie kopciuszka. Nasz kopciuszek co prawda nie żyje pod rządami macochy, ale  rodzina Violet jest jakby na to nie patrzeć – mocno dysfunkcyjna. Matka, pani generał nie ma żadnych oporów aby swoje kolejne dzieci posyłać do koszmarnej szkoły jeźdźców, w której trup ściele się gęsto, a nawet by zgotować taki sam los najmłodszej i najsłabszej, mocno schorowanej córce, istnemu brzydkiemu kaczątku. Już pierwsza próba zakończyłaby się śmiercią dziewczyny, gdyby nie pomoc jej siostry.  Później też nie raz przyjdzie się jej otrzeć o śmierć, ale zawsze jakoś zdoła się wybronić, udowadniając słuszność tezy, że mózgowiec zawsze wygra z mięśniakiem.

Zaskakująca jest brutalność świata, który wykreowała autorka. Bohaterowie igrają ze śmiercią od pierwszej sekundy , odkąd postawią stopę na  przerażającym moście wiodącym do kwadrantu jeźdźców. Rozumiem logikę rządzącą takim odsiewem, ci którzy nie dadzą rady na moście nie dadzą również rady na torze przeszkód zwanym rękawicą a później nie zdołają opanować smoka. Zastanawia mnie jednak takie ogromne marnotrawstwo zasobów – w kraju toczącym wojnę  pozwalać aby ginęło tylu młodych ludzi ? Czemu nie rozpiąć w tajemnicy siatki i nie wcielać takich „odpadów”  do piechoty?  Po co inwestować w kształcenie ludzi, żeby potem dać ich spopielić smokom? Takich trudno wytłumaczalnych rozwiązań znajdzie się zresztą w książce sporo. Jestem mocno ciekawa czy w kolejnych tomach znajdę wyjaśnienia, czy też po prostu “się tak napisało” i kropka. Akcja toczy się żwawo, a jeśli gdzieś przykuca pod krzaczkiem, to mamy pewność, że za chwilę wystrzeli do przodu z gwizdem pazurów.

Bohaterowie… no cóż są pisani pod tezę i tego nie przeskoczymy. Najbardziej irytująca bywa główna bohaterka, która choć przedstawiana jako super inteligentna i cwana, momentami wykazuje się wręcz przerażającym gapiostwem i niedomyślnością, co  kończy się nieodmiennie wpakowaniem w kolejne tarapaty. Ale czytelnik nie ma najmniejszej wątpliwości, że panna się z problemów wykaraska z mniejszym lub większym wsparciem jej …. ukochanego wroga, ukochanego smoka itd. Tak więc młodociany trup ściele się gęsto, ale naszej dziewczyny nadzwyczajnej to nie dotyczy. Jednym słowem jest nadzieja dla Geeków!  Pod warunkiem że zakocha się w nich właściwa osoba, albo właściwy smok.

Pomimo tych wpadek, muszę przyznać, że Czwarte skrzydło czyta się wyjątkowo dobrze. Na pewno sięgnę po kolejne  tomy

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *