Karason Einar – Sztormowe Ptaki

4 out of 5 stars (4 / 5) Najtrudniej czyta się książki, opisujące to, co wydarzyło się naprawdę. Wiemy co się zdarzyło. Wiemy jak się skończy. Możemy sobie zadawać pytania: “co by było, gdyby”. Możemy pytać “dlaczego”, albo “czy dałoby się zrobić więcej”, ale to już nic nie zmieni. Wiemy.

Trawler Mewa trafia w środek potwornego sztormu. Przez kilka dób załoga uwięziona na coraz bardziej niesterownej łajbie robi wszystko by przeżyć. Skuwa lód, wyrzuca za burtę zarastające lodem żurawie i szalupy. Śmierć jest blisko. Brzydka, beznamiętna. Nie ma w niej nic bohaterskiego czy patetycznego. Nie ma nic filmowego, niczego co mogłoby posłużyć za kanwę filmu. Bohaterowie wspominają kilkakrotnie Titanica. Ale nie tego Titanica sportretowanego w filmie. Wspominają wrak. I zastanawiają czy niebawem go zobaczą na własne oczy. Nie ukrywam, że tak postawione pytanie zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Sztormowe ptaki to oszczędna w słowach wręcz do bólu, prosta w środkach wyrazu, relacja o śmiertelnej walce z żywiołem. Bez dialogów, bez ubarwiania. Wszystkowiedzący narrator  po prostu relacjonuje wydarzenia. Ale czytelnik i tak czuje grozę sytuacji. Jej beznadziejność. Krew kapiąca spod paznokci opisana jednym wydawałoby się beznamiętnym zdaniem jest tak samo dosadna i prawdziwa jak ta w opisie na pół strony. W trakcie lektury kilkakrotnie miałam wrażenie, że ja to już znam. I wreszcie zrozumiałam, skąd to wrażenie. Znacie “Stary człowiek i morze”? No właśnie. ta sama oszczędność wyrazu. Ta sama beznamiętna relacja. To samo zderzenie człowieka i bezlitosnego żywiołu. I te same pytania o sens życia.

Sztormowe ptaki, książkę liczącą ledwo 121 stron czytałam niemal dwa tygodnie. Warto było.

polecam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *