Pierce Tamora – Kroniki Tortallu. Księga 1. Klątwa opali

Na okładce znajdujemy dwa stwierdzenia. Po pierwsze – autorka napisała Klątwę, bo brakowało w literaturze odważnych kobiecych bohaterek. Co może i było prawdą w 2006, kiedy powstał oryginał, teraz już niekoniecznie. A po drugie – wydawca twierdzi, że Tortall to rozbudowany, bogaty świat.
To drugie pozostaje niestety tylko stwierdzeniem wydawcy, bo przez 600 stron książki nie dowiadujemy się za dużo o świecie przedstawionym, jego magii, religii czy społeczeństwie, o polityce nie wspominając. O mieście, w którym dzieje się akcja wiemy równie niewiele, a szkoda, bo okazji na przemycenie informacji było sporo. Na dodatek, to co wiemy jest oryginalne i pomysłowe – gołębie przenoszące duchy zmarłych i pyłowe kręty są ciekawymi pomysłami, dobrze osadzonymi w fabule. Poza tym dostajemy bliżej nieokreślone, ale dosyć typowe miasto pseudo-średniowiecznego fantasy, w równie typowej i niedookreślonej krainie. Do tego mamy bohaterkę – Beccę Cooper – Szczenię, które trenuje pod okiem bardziej doświadczonych Psów, czyli Gwardii, bardzo mocno przypominającej współczesną policję we wszystkim poza metodą finansowania. Dziewczę ma sporo odwagi, dziwnego kota, niewielkie i wybiórcze zdolności magiczne, a poza tym jest chorobliwie nieśmiałe – jakim cudem jest to możliwe u przyszłej policjantki nie wiem, ale widać w tym świecie to nie przeszkadza. Becca i jej nauczyciele wpadają na trop tajemniczych morderstw, ale żeby je rozwiązać dziewczyna musi przekonać do siebie i swoich pomysłów całą resztę straży.
Fabuła toczy się wartko do przodu i sporo się dzieje – poza głównym wątkiem dostajemy też sporo scenek rodzajowych, codzienną pracę policji, szczyptę historii bohaterki i jej rodziny, czyli w sumie wszystko co jest w dobrze napisanej książce potrzebne, brak tylko opisów świata. Miłym dodatkiem są barwne postacie poboczne, niestety momentami są ciekawsze niż główna bohaterka. Zdecydowanym minusem jest brak konkretniejszego tła, przewidywalność i sztampowość niektórych rozwiązań oraz to, że rozwiązanie głównego wątku daje się szybko przewidzieć.
Klątwę czyta się łatwo, lekko i szybko, chociaż ubogi stylistycznie język pełen powtórzeń i chwilami koślawych zdań czasem w tym przeszkadza. Niezbyt się też sprawdza forma pamiętnika – Becca musiałaby mieć idealną pamięć i zdecydowanie dłuższą dobę niż cała reszta ludzkości, żeby pomiędzy treningiem, patrolami, domem i snem opisywać wszystko co się działo słowo po słowie.
Klątwa sprawdza się całkiem nieźle jako lekka lektura młodzieżowa albo zabijacz czasu do pociągu, jednak ani fabuła, ani bohaterowie nie zapadają za bardzo w pamięć a całość nie wciąga na tyle, żeby mieć ochotę na drugi tom.
Sympatyczne czytadełko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *