Kisiel Marta – Małe Licho i anioł z kamienia

Bożek ląduje na wakacjach. Co prawda bez Licha, a wakacje też są trochę z przymusu, ale najgorsze jest to, że towarzyszy mu Tsadkiel.
W drugim tomie nasz młodociany bohater opuszcza nie tylko szkołę (a nie mówiłam?!), ale i dom i ląduje na przymusowych wakacjach u cioci Ody. Ci czytelnicy, którzy z Odą mieli już do czynienia, będą wiedzieć czego się można spodziewać. Ci, którzy jeszcze nie mieli przyjemności, zostaną zaskoczeni w trochę inny sposób. Ale myślę, że obie grupy będą się bawić równie dobrze.
Podobnie jak w pierwszym tomie, zaletą jest mówienie o emocjach i morał – tym razem zdecydowanie bardziej wyraźny i dosłowny, ale też nie świecący za bardzo po oczach.
Fabuła wciągnęła mnie zdecydowanie bardziej niż w pierwszym tomie. Mam też wrażenie, że jest tu zdecydowanie więcej rzeczy, które ucieszą dorosłych, ale nie będą przeszkadzać dzieciom (dialogi Ody z Tsadkielem chociażby, żeby nie spoilerować za dużo).
Jednak i tym razem mam wątpliwości. Tym razem nie jest to wrażenie „przejściowości”, bo efekt książki dla dzieci, przy której rodzice będą bawić się równie dobrze udało się osiągnąć. Problemem jest dodanie do Dożywocia wątków z Oczu urocznych. Nie zrozumcie mnie źle – bardzo lubię Oczy i samą Odę. Ale jak w przypadku Tajemnicy Niebożątka i Dożywocia nie powinno być najmniejszego problemu, żeby dzieciaki w którymś momencie zaczęły poznawać historię Licha, tak w przypadku Oczu mam dość konkretne wątpliwości. Owszem, na dzieciach znam się kiepsko, żeby nie powiedzieć – wcale. Ale Oczy to horror jest. Wszyscy dzieciaci znajomi mający dzieci w wieku „targetowym” Małego Licha chyba urwaliby mi głowę, jakby ich pociechy chciały zacząć czytać Oczy uroczne.
W każdym razie polecam Anioła z Kamienia (Oczy uroczne zresztą też, byle nie w pakiecie). Nawet tym, którym Tajemnica Niebożątka nie do końca przypadła do gustu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *