Miller Karen – Odzyskana magia ( Dzieci Rybaka t.2)

odzyskanaWreszcie udało mi się dopaść ostatni tom z bardzo udanego cyklu stworzonego przez Karen Miller. Ekspedycja Rafela zakończyła się klęską. Sam Rafel przepadł na skażonych ziemiach. Lur jest druzgotane przez straszliwą magię Morga, a Nieświadomy Mag zapadł w tajemniczą śpiączkę. Tak w największym skrócie można podsumować zakończenie Utraconej Magii. Z tym większym zainteresowaniem sięgnęłam po zakończenie cyklu spodziewając się, że tak dobra pisarka nie da się nudzić czytelnikowi, ani też nie wystawi jego inteligencji na irytującą próbę.Czy miałam rację? I tak i nie. Zgodnie z przewidywaniami, autorka sięga po ostatnią postać obdarzoną potężnymi mocami, czyli Gardenię, córkę Nieświadomego Maga. Postać, która w poprzednim tomie plątała się gdzieś po obrzeżach akcji tym razem  dźwigać będzie na sobie cały ciężar akcji. Ta niewinna, naiwna wręcz dziecinna osóbka będzie musiała bardzo szybko dorosnąć. Po utracie ukochanego brata i ojca traci także dom i matkę, która ginie w jednym z potwornych tornad jakie nawiedzają skażone czarną magią Morga Lur. Co gorsza, ludzie wciąż pamiętają, że jest córką wielkiego Ashera i zadręczają ją pytaniami kiedy jej ojciec obudzi się i wreszcie uratuje krainę. Musi się również zmierzyć z pretensjami i żalami jakie na jej i tak skołataną głowę wylewa zakochana w zaginionym bracie Denee Charis. Doprowadzona do ostateczności sytuacją i jednocześnie wyczuwająca, że brat wciąż żyje Gardenia decyduje się na szaleńczy krok  – przez targane wirami i tornadami morze wyrusza na poszukiwanie brata. Będzie musiała się zmierzyć z magią, samą sobą i licznymi niebezpieczeństwami. A my, nawet jeśli będziemy w  głębi duszy warczeli na każde kolejne “och tatku”, to będziemy naszej bohaterce zawzięcie kibicować. Akcja Odzyskanej magii toczy się dwutorowo – z jednej strony obserwujemy rozrastanie się Morga i jego niecne czyny, z drugiej szaleńczą wyprawę Denee. Autorka nie będzie stroniła od plastycznych opisów okrucieństw, bólu i cierpień. Oba wątki zbiegają się pod koniec książki w “wielkim finale”. Przyznaję,  że mnie osobiście ten finał nieco zawiódł, bowiem od pewnego momentu był łatwy do przewidzenia. Nie jestem również zachwycona zakończeniem cyklu  – nieco zbyt hollywoodzkim jak na mój gust. Dobrze chociaż, że u Karen Miller zmarli pozostają martwymi i przynajmniej nie obserwujemy cudownych magicznych wskrzeszeń. Na plus natomiast zaliczam fakt, że wreszcie poznajemy coś więcej niż Lur i skażone ziemie. Okazuje się, że oprócz Doran i Olków są też inne nacje, które usiłują sobie jakoś odbudować świat po wojnach czarodziejów. Tak czy inaczej akcja toczy się żwawo i od książki oderwać się nie można. Ponieważ “starzy” bohaterowie niejako “wypadli z gry” autorka wprowadza nowych – Charis, Ewena, jego zbrojmistrza… Dziwnym trafem, zdecydowana większość bohaterów Karen Miller w obu dylogiach to patentowane zrzędy i marudy. A jak już się pojawia postać pozbawiona tych wad (Ewen) to jest papierowawa. Więc chyba wolę marudnego zbrojmistrza czy upierdliwą Charis od idealnego księcia.  Tak czy inaczej – postacie autorki w każdej z jej książek są plastyczne i nawet przerysowanie ich wad i ciemnych stron w ostateczności wychodzi na dobre.

Podsumowując. Fantasy z krwi i kości. Jedna z lepszych serii jakie zdarzyło mi się czytać, choć zawiodłam się nieco na słodkim do obrzydzenia zakończeniem. Mam nadzieję, że Karen Miller nie zakończy na tych dwóch dylogiach swojej kariery pisarskiej i ucieszy nas jeszcze niejedną dobrą książką.

Polecam

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *