Flannery Peter A. – Mag Bitewny t.I i II

0 out of 5 stars (0 / 5)

Jeśli gdzieś są smoki to na pewno sięgnę po tę książkę.  Nawet gdy jest to YA, której staram się od pewnego czasu unikać, znudzona kolejnymi wcieleniami Harrego Pottera, Mary Sue, młodocianymi wampirami itd. itp. Tym razem zapowiadało się na miks wszystkiego : smoków,  demonów, czarnej magii, nieumarłych, młodzieży z rycerskiej szkoły. Nikt jednak nie uprzedził, że do kompletu przyjdzie mi się zmagać z fatalnym wręcz językiem dzieła,  polskawym zgoła, od którego włosy stawały dęba i nóż się w kieszeni otwierał. Tak, o dziury w kieszeni też mam pretensje..Zaprezentuję Wam przykłady kilku takich kwiatuszków rodem z łączki Kłapouchego, poznęcam się nad autorem i jego podejściem do logiki oraz konsekwencji opisywanych sytuacji, bo to kolejna sprawa, która spsuła mi lekturę niemal równie skutecznie, jak wyczyny tłumacza. A zatem, do dzieła!

Zaraz na początku dowiadujemy się, że naszym bohaterem – młodym sierotą, którego rodzice zginęli w niejasnych okolicznościach opiekuje się ociemniały mag bitewny. Ociemniały, czyli niewidomy. Jakież zatem było moje zdumienie, gdy kilka stron dalej przeczytałam, że niewidomy… obrzucił swojego podopiecznego uważnym spojrzeniem! I takie kwiatki, z patrzeniem niewidomego będą się powtarzały co i rusz. Tak jakby autor nie potrafił sobie wyobrazić zachowania niewidomego, albo nie umiał tego opisać.  Dodam od razu, że autor ( lub tłumacz) jeszcze nie raz zaskoczą nas swoją inwencją związaną z widzeniem. Tu macie malutką próbkę jego możliwości w tym zakresie:

“prysnął jadowitym wzrokiem w kierunku Malakiego”,

“uwiesił się wzrokiem na zażywnym mężczyźnie”

Sama historia jest niestety jedną wielką kalką. Poczynając od władcy opętanych, prowadzącego armię nieumarłych których dusze przejął na polu bitwy oraz wszelkiej maści demonów i innego paskudztwa rodem z najgłębszych czeluści, ( Władca Pierścieni?), przez szkołę rycerzy przypominającą unitarkę w oddziałach wojsk specjalnych, bohaterkę której zachciało się pokonać mężczyzn w strzelaniu z łuku (Kroniki Shannary?), intrygę czarodziejów pragnących przejęcia władzy,  miłość królowej i jej czempiona (no nie, Sparhawk, ty też tutaj?!), magów bitewnych dosiadających smoków, na historii głównego bohatera kończąc – która miejscami wręcz nieprzyzwoicie zalatuje Harrym Potterem. I tak dalej i w tym stylu. Naprawdę można długo wyliczać.

Do tego dołóżmy bohaterów, przy których pacynki Jacek i Agatka mają mnóstwo głębi i bogatą osobowość. Bohaterów, którzy nie tylko są bohaterami powieści, ale też w tej powieści są bohaterami przez wielkie “B”. Nie ma opcji żeby nie dokonali wiekopomnych czynów. Jak już się nadmą, to czyn im wychodzi ot tak… pstryk. Jak kozie bobek. Co ciekawe wszyscy pochodzą z tej samej miejscowości i są mniej więcej w tym samym wieku. Widać któregoś roku obrodziło tam bohaterami. Ciekawe, gdzie miejscowe bociany znalazły tak urodzajne pole kapu… tego, bohaterów. O samej krainie nie wiemy zbyt wiele. Owszem jest jakaś mapa, 6 krain z beznadziejnie durnymi władcami ( generalnie myślenie nie jest mocną stroną mieszkańców tego świata – już na początku co najmniej połowa obywateli miasteczka ma problem z logiką, reszta zaś nie myśli w ogóle. Ha, jak widać nie tylko w naszym kraju myślenie jest procesem kłopotliwym. Dotyka nawet mieszkańców wymyślonych krain.) Coś tam wiemy o ukształtowaniu terenu, ale reszta jakoś autorowi umknęła.  Do kompletu w powieści dzieje się coś dziwnego z czasem. Najpierw dowiadujemy się, że wojna trwa dłuuugo. Tymczasem postępy armii demonów są upiornie szybkie, dość powiedzieć, że mieszkańcy ledwo dają radę uciec przed nadciągającą armią zła. Szkolenie naszych bohaterów trwa.. tak naprawdę sami nie wiemy ile. I nagle ta błyskawicznie postępująca armia władcy otchłani jakoś tak zwalnia swoje postępy. Najwyraźniej jest uprzejma poczekać, aż młodzież wyszkoli się na tyle, by nie służyć od razu za wsad do armaty.

Wierzcie mi, mogłabym się jeszcze długo znęcać nad tym dziełem, ale że jest czas świąteczny, a leżących się nie kopie,  więc skończę w tym miejscu.

Nie polecam.

P.S. Nie mogę się doczekać końca pandemii i podrzucenia tego dzieuuuaaaa Lashanie. Ciekawa jestem co ONA z nim zrobi…

 

 

 

 

 

 

One thought on “Flannery Peter A. – Mag Bitewny t.I i II

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *